wtorek, 14 maja 2013

Syndrom sztokholmski

Żeby nie napracować się dzisiaj za dużo, po przećwiczeniu mniej więcej mojej prezentacji, która okazała się o wiele za długa, postanowiłam poczytać coś ciekawego w Internecie i padło na SMBC. Nie czytam tego regularnie, więc miałam sporo do klikania w strzałkę w lewo. I doklikałam się do tego komiksu:
Jako zakompleksiona niespokojna gimnazjalistka dużo żałowałam. Często myślałam o tym, że chciałabym cofnąć czas i oszczędzić sobie różnych drobnych upokorzeń, kiedy na przykład podałam przy wszystkich złą odpowiedź na lekcji lub powiedziałam coś głupiego przy kimś fajnym. W końcu doszłam do momentu, kiedy stwierdziłam, że nie warto żałować tego, co się wydarzyło, bo niczego nie zmienię, a w końcu bez tego wszystkiego nie byłabym tym, kim jestem teraz.
Ale może to właśnie nie jest rozsądne. Być może należy żałować, bo przecież żałowanie czegoś, co się stało, też mnie kształtuje. Jeśli nie przejmuję się głupotami, które dawniej popełniłam, mogę nigdy nie nauczyć się na błędach i robić to wszystko znowu i znowu, i znowu.
Teraz już nie całkiem pamiętam, co kiedyś spędzało mi sen z powiek. Nie zapamiętałam nawet emocji, które towarzyszyły mi w tych idiotycznych chwilach. Jest jednak jedna rzecz, którą jestem w stanie sobie przypomnieć i kiedy o tym myślę, nie potrafię nie żałować. Po chyba dziesięciu latach wciąż jest mi głupio.
Dochodzę do wniosku, że czasami nie da się nie żałować. I dobrze. Dzięki temu, jeśli pojawi się szansa, żeby naprawić swój wizerunek, będzie mi bardziej zależało na tym, żeby jednak zapamiętano mnie dobrze. Ewentualnie może to być motywacją, żeby wyprowadzić się z miasta i zacząć się rozwijać przez to, że będę z dala od tych ludzi. Tak czy inaczej to dobrze.
Mówiąc, że nie żałuję niczego, tylko to sobie wmawiam. Nieżałowanie też niekoniecznie musi być takie fajne i dobre. Też może zaszkodzić. Dlatego żałować i wybaczać sobie też trzeba z umiarem. Nie besztać się wiecznie za błędy sprzed lat, ale też nie twierdzić, że to było dobre.
To nie było dobre.
To było idiotyczne.
Borze zielony, chciałabym tego nigdy nie zrobić, tamtego nigdy nie powiedzieć.
Blargh.
Ale! w sumie ułożyło się korzystnie dla mnie. Jestem całkiem zadowolona ze swojego życia, może nawet dojdę wkrótce do etapu, w którym będę bardzo zadowolona.
Ach, aż zrobię sobie herbatę.

A moje włosy już nie są niebieskie. Czy tam zielone. Czy szare. Ciężko określić, jakie one wczoraj były. Teraz mam idiotycznie jasne włosy i jest mi z tym dobrze. I mogę już używać wsuwki. Yay, słodko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz