wtorek, 14 maja 2013

Puszki, puszeczki

Czy widział ktoś gdzieś ostatnio tonik Schweppes? Odnoszę wrażenie, że zniknął z naszych sklepów, bo wszędzie są już tylko napchane chemikaliami inne toniki i porządni ludzie nie mają już z czym pić ginu.
Pojawiło się za to co innego, czego wcześniej w Polsce nie widziałam: ginger ale.
 Pierwszy raz piłam ginger ale na Węgrzech i był to napój Kinley. Pomyślałam, że chociaż tonik Kinley jest obleśny, to może to tajemnicze ginger ale będzie zdatne do picia i nie tak słodkie jak cola, którą dało się wówczas pić świeżo po wyjęciu z lodówki, ale po chwili trzymania jej w węgierskiej temperaturze robił się z niej rozgazowany obrzydliwy ulepek i niestety nie sprawdzała się dobrze w kwestii orzeźwiania.
Kto by pomyślał, ginger ale rzeczywiście było smaczne i piłam je codziennie do końca pobytu. Po powrocie do Polski trochę sobie o tym dziwactwie poczytałam i tak usłyszałam o Canada Dry.
Stwierdziłam, że to jest tak osom, że mogłoby nawet zastąpić Cherry Coke jako mój stały napój. Mogłoby, gdyby było szeroko dostępne w Polsce.
O ile dobrze kojarzę, Canada Dry było dostępne w złototarasowych Kuchniach Świata po jakieś pięć złotych za puszkę. Zdzierstwo, ale zdarzyło mi się to kupić. Smakuje jak niebo.
Później piłam Canada Dry kilka razy podczas LEAP w Norwegii i chyba właśnie z Norwegii pochodzi puszka, która stoi obecnie na półce mojego regału.
Tak, z Norwegii.
W Norwegii częstowałam tym moje koleżanki i powiedziały, że smakuje jak rozwodniony Sprite. Moja dusza płakała, tak jak wtedy, gdy usłyszałam, że cydr smakuje jak piwo (choć sama tak sądziłam przy pierwszym łyku).
A skoro już jestem przy hipsterskich napojach, to jest jeszcze jedna rzecz: Dr Pepper.
Dr Peppera zdarzało mi się kupować w kiosku na dworcu Zachodnim. W sumie już nie pamiętam, dlaczego kupiłam go po raz pierwszy, ale musiałam kojarzyć nazwę. Producent zadaje na puszce pytanie "Can you handle the taste?" i jest to uzasadnione, bo niektórzy nie są tego w stanie znieść.
Dr Pepper smakuje jak odsłodzona cola zmieszana z napojem energetyzującym i trochę jakoś tak jakby imbirowo.
A propos imbiru - ja za nim nie przepadam. Jako przyprawa ujdzie, ale cukierki imbirowe albo marynowane plasterki imbiru przyprawiają mnie o dreszcze, a z kolei ginger ale niesamowicie mi smakuje. W Kuchniach Świata, licząc na coś zbliżonego do ginger ale, kupiłam napój imbirowy. Nie byłam w stanie go wypić. Imbir jest ble.
I tak oto, w ramach unikania ćwiczenia prezentacji maturalnej, popełniłam chyba najmniej sensowny do tej pory wpis na tym blogu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz