środa, 9 kwietnia 2014

Tempora mutantur


Dziwne bywają ciągi skojarzeniowe, które prowadzą do nowych przemyśleń.
Dzisiaj, na przykład, stanęłam na wagę i zobaczyłam, że w końcu ważę tyle, co kiedyś. Gdyby miało to miejsce dwa lata temu, nie zrobiłby na mnie praktycznie żadnego wrażenia. Jeśli jednak przytyje się ponad 6 kilogramów, to powrót do normalności przynosi wielkie szczęście i ulgę.
Tempora mutantur et nos mutamur in illis.
Stara prawda głosi, że trzeba coś stracić, żeby to docenić, nie dotyczy to tylko zdrowia. Ale zasada działa też w drugą stronę - nie zauważamy czasem, jak głębokie jest bagno, w którym siedzimy, dopóki się z niego w końcu nie wydostaniemy. W ten sposób można nabawić się złych wspomnień na całe życie, ale to przecież ważna lekcja - ponoć najlepiej, chociaż na pewno nie najprzyjemniej, jest uczyć się na własnych błędach.
I tak też nauczyłam się, że kebab to wcale nie tak świetny obiad, jak mogłoby się zdawać, słodycze to wilk w owczej skórze, a coca-cola może być napojem bogów, ale to nie oznacza, że jest równie dobra dla ludzi.
Gdyby tylko była to nauka równie trwała, co dosadna. Niestety, całkiem niedawno zostawiłam w sklepie portfel - dokładnie tak samo, jak przed laty w innym miejscu. Tym razem zakończenie było szczęśliwe, ale wcale nie wynikało to z mojego doświadczenia.
Czasy się zmieniły, bo tym razem pracownicy sklepu odłożyli portfel w bezpieczne miejsce i nikt go nie ukradł, ale i ja męczyłam panią przy kasie, dopóki nie przyszła kierowniczka, czego na pewno nie zrobiłabym wtedy.
Na szczęście moje blogi z tamtych czasów od dawna już nie istnieją, ale gdyby można było je przeczytać, zauważylibyśmy różnicę. Choć sporo dzisiejszych blogasków przypomina trochę te z czasów mojego gimnazjum (a nawet podstawówki), to jednak zmianę da się zauważyć w ogólnym trendzie, choćby o tyle, że anonimowość ma mniejsze znaczenie (trudno byłoby prowadzić blogaska modowego, nie pokazując tam swojej twarzy, więc może to miało wpływ - jak też fakt, że facebook każe nam posługiwać się imieniem i nazwiskiem). Stąd też taka a nie inna forma mojego bloga.
Gdyby od chwili mojego urodzenia czasy się nie zmieniły, to na pewno nie miałabym niebieskich włosów i raczej nie studiowałabym filologii ugrofińskiej. Na szczęście świat się zmienia, co prowadzi do kolejnego skojarzenia w ciągu: jak niesamowicie ważna jest śmierć.
Ewentualne znaczne wydłużanie życia ludzi to dla mnie perspektywa niesamowicie przerażająca. Z jednej strony, mogłoby doprowadzić do tego, że starzy ludzie, a więc ci mniej chętni do dopuszczania przemian społecznych (co jest naturalne, bo często ludzie chcą zachować to środowisko, w którym dorośli) dłużej utrzymywaliby swoje wpływy, więc spowalnialiby rozwój ludzkości. Z drugiej strony, jeśli odcięto by im wpływy, to musieliby oni żyć w społeczeństwie, które im nie odpowiada lub któremu oni nie odpowiadają. Tak czy inaczej, tworzyłoby to nowe problemy wedle zasady, że wszyscy naraz nie mogą być zadowoleni.
Czasy się zmieniają, ale niektóre rzeczy nie znikają, a te same problemy dręczą kolejne pokolenia. I zastanawiam się, czy kiedyś te problemy zostaną rozwiązane, czy będą powracać tak długo, jak będzie trwała ludzkość. Zastanawiam się, czy Horacy kiedyś w końcu wszystek umrze, póki jeszcze będą istnieli ludzie.
Co by nie było, cieszę się, że nie zostanę na tym świecie na zawsze.