poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Nie lubię Szymborskiej

Dla Pani Cz.

Nie lubię Szymborskiej, bo pisała wiersze codzienne. Dlatego nie widzę w nich tego, co najbardziej doceniam w poezji, czyli silnego przeżywania, głębokich uczuć i wzruszeń. Jest w nich podobno ogromna mądrość, której ja jakoś nie widzę. Za bardzo to dla mnie oczywiste. Za bardzo może zgadzam się z tym, co ona w tych wierszach pisze. Nie widzę w tym nauki. Może i w praktyce są mi obce głoszone przez nią hasła, ale ja to wszystko wiem. Może za bardzo lubi Szymborską moja mama, od której już słyszałam wiele z tego, co w tych wierszach można przeczytać, choć chyba ona sama nie zdaje sobie z tego sprawy.
I nie widzę piękna w tej codzienności. W życiu zapamiętuje się to, co niezwykłe, a nie codzienne sprawy. Dlaczego pamiętam żart, że Monika wypadła z balkonu, a nie pamiętam dziesiątek innych żartów moich znajomych? Dlatego, że tamten wstrząsnął mną tak, że bez butów wybiegłam na dwór, dlatego, że bałam się wyjść na balkon, dlatego, że przez cały wieczór krzyczałam na Monię i Kacpra za to. Nie pamiętam walk z zeszłorocznego Turnieju w Czersku, a pamiętam, że jednemu z rycerzy połamał się miecz. Pamiętam, że kondorzyca była sympatyczna, a jeden z sokołów uciekł na mur zabawnemu czeskiemu sokolnikowi.
Pamiętam wycieczkę rowerową po Czersku i przemiłe chwile nad starorzeczem. Pamiętam każdego pająka, który był w moim pokoju. Pamiętam konika polnego, który jakimś cudem dostał się do naszej kuchni na trzecim piętrze i pamiętam chrabąszcza w sypialni moich rodziców, którego wzięłam za karalucha, chociaż wleciał tam wiele lat temu, kiedy pokój mojego brata był jeszcze sypialnią rodziców.
Codzienność nie ma takiego znaczenia. Jeśli ktoś żyje dla tej codzienności, OK, to nawet lepiej - doceniać spokój i stabilność. Ja żyję dla chwil, których się boję, dla tych, kiedy FILDI przejmuje nade mną kontrolę mimo oporów ze strony świadomości. Kiedy nic się nie dzieje, jest mi źle.
W każdym razie, na nic mi refleksje pani Szymborskiej. Co ona chciała mi powiedzieć?
Że mam jedno życie od jego początku do końca i nie zmienię tego, kim jestem (Róża)? Wiem to. I co z tego? W jaki sposób wpływa to na fakt, że nie jestem szczęśliwa w mojej sytuacji? To jest oczywiste i nic z tego nie wynika. Czasem oczywistości nie są tak łatwo dostrzegalne i pod latarnią jest ciemno, ale to...?
Nie lubię nawiązań w wierszach Szymborskiej. Szekspir, Bruegel, Utopia, to takie szkolne.
I co mi Pani mówi? Że jestem młoda i głupia, że nie znam życia i że kiedyś zmądrzeję. Tak to rozumiem. OK, nie zaprzeczam, nie powiem "ale". Ktoś starszy i bardziej doświadczony może się ze mnie śmiać. Po prostu nie lubię Szymborskiej. Nie lubię, kiedy ktoś chce mnie uczyć życia w sposób, który do mnie nie przemawia. Pisała, że "nic dwa razy się nie zdarza", co też jest poniekąd oczywiste. Poniekąd, bo można się z tym nie zgadzać, bo podobno też historia kołem się toczy. Wynikałoby jednak z tego, że niczego nie można młodszych nauczyć. Po co im życiowa wiedza, skoro ich życie będzie całkiem inne?
Przeżyć nie można porównać. Trauma jest traumą. Nie twierdzę przez to, że tak samo ciężko zniosłam moje trudne chwile, jak ci starsi ludzi wojnę. Ale ja też umarłam i przecież nie tylko ja. I teraz jestem w kawałkach, trzymam się tylko na słowo honoru i chciałabym się rozpaść, żeby mnie już nie było. Poddać się byłoby łatwo, ale nie po to dożyłam do dzisiejszego dnia, żeby nie przeżyć do jutra. Nie skończyłam życia i pewnie nigdy go nie skończę, być może nie nadejdzie nigdy chwila, w której mogłabym z satysfakcją położyć się do łóżka i tylko do końca życia liczyć groch, odmierzając w ten sposób czas między śniadaniem a obiadem i obiadem a kolacją. Zawsze można lepiej, więcej, dalej. A jeśli można i jeśli się nie zmuszam, to nie zatrzymam się. Bo dla mnie tak jest najlepiej. Bo ja potrzebuję mojego Fuck It, Let's Do It.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz