poniedziałek, 1 lipca 2013

Dojrzale i odpowiedzialnie

Opuścili mnie moi przyjaciele.
Właściwie to ja ich opuściłam. Spora część moich znajomych wyjechała wczoraj do Zwardonia. Ja też miałam jechać, ale zrezygnowałam i teraz siedzę w domu i jestem samotna, i z tej mojej samotności aż przypomniałam sobie, że dawno nic nie pisałam na blogu.
Zdaje się, że wspominałam o tym, że komunikacja publiczna sprzyja przemyśleniom. Cóż, nie tylko ona. Inne wspaniałe miejsce, by rozważać sens istnienia, to łazienka. I tak właśnie dzisiaj, gdy brałam prysznic, doznałam olśnienia.
Długo już chodził za mną temat, na który chciałam coś na tym blogu naklikać, bo dość mocno mnie on denerwuje, ale nie byłam w stanie odnaleźć w tym zagadnieniu żadnego sensu. Oczywiście, najtrudniej jest coś znaleźć, kiedy się tego szuka, ale jeśli przestanie się szukać, wszystko staje się łatwiejsze.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: szkoła, klasa, godzina wychowawcza. Wybieramy samorząd klasowy. Jedna osoba zdobywa zdecydowaną większość punktów w głosowaniu na przewodniczącego klasy, jednak odmawia tego niezaprzeczalnego zaszczytu. Powód? "Nie jestem wystarczająco odpowiedzialny." Jesteśmy niezadowoleni, bo mieliśmy świetnego kandydata, ale przecież nikogo nie zmusimy. Wychowawca uśmiecha się i mówi: "To paradoksalnie bardzo odpowiedzialne z twojej strony, że przyznajesz, że nie jesteś wystarczająco odpowiedzialny."
Bullshit.
Inna sytuacja, tym razem nie chodzi o scenkę, a o ogólny stan rzeczy. Jest sobie trzynastolatka. Nie całkiem dogaduje się z rówieśnikami, woli rozmowy na poważniejsze tematy niż te, które porusza większość trzynastolatków, nie bawią jej żarty kolegów z klasy. Trzynastolatka ta uważa się za bardzo dojrzałą, ale ponieważ usłyszała, że jeśli ktoś mówi o sobie, że nie jest dojrzały, to oznacza, że w rzeczywistości taki jest, dlatego przy każdej okazji mówi ona, że nie jest dojrzała.
Dojrzałość to temat często poruszany w gimnazjum. Gimnazjum to taki beznadziejny okres, kiedy wiele dzieciaków uważa się za dorosłych, bo już nie są w podstawówce, podczas gdy w rzeczywistości są wciąż takimi samymi dzieciakami, jak wcześniej. Wielu nauczycieli nieświadomie i niechcący podtrzymuje tę idiotyczną atmosferę, wymagając od uczniów "dojrzałości" lub odwrotnie, traktując uczniów jak dzieci z przedszkola, przeciwko czemu gimnazjaliści się buntują, bo przecież są już tacy dorośli.
Pamiętam, że w moim gimnazjum było sporo rozmów na temat dojrzałości. Kiedyś wygłosiłam taką opinię: Dojrzałość fizyczna polega na gotowości ciała do posiadania potomstwa. Dojrzałość psychiczna polega na gotowości do przejęcia na siebie odpowiedzialności za inną osobę (w domyśle: za dziecko). Minęło przynajmniej trzy i pół roku, a ja w sumie nie zmieniam zdania. Dojrzałość nie polega na tym, że przestają nas bawić gry z dzieciństwa, tylko na tym, żeby grać w nie wtedy, kiedy możemy sobie na to pozwolić, bo nie mamy akurat obowiązków do wypełnienia.
Ale odpowiedzialność to nie wszystko. Innym przejawem dojrzałości jest zdolność do rezygnowania z pewnych osobistych korzyści na rzecz dobra innych osób. Dojrzałość to także obieranie odpowiednich celów, możliwych do osiągnięcia - dlatego często wizjonerzy uważani są za niedojrzałych. Granica jest cienka.
Sprawdźmy, czy się nie mylę:

dojrzały
3. «o człowieku: ukształtowany pod względem umysłowym i emocjonalnym»

Powiem szczerze: nie wiem, co to ma oznaczać. Ukształtowany? Czyżby dojrzałość polegała na dotarciu do takiego punktu w życiu, kiedy przestajemy się zmieniać, kształtować, chłonąć nowe idee i przeżywać nowe doznania? Bardziej mi to wygląda na wapniactwo niż dojrzałość. Może to świadczy o tym, że ja nie jestem jeszcze dojrzała i szczerze mówiąc - wolę nigdy nie być dojrzała, jeśli tak to ma wyglądać.

A teraz wrócę do poprzedniej części zagadnienia: jak mówienie o dojrzałości i odpowiedzialności ma się do bycia dojrzałym i odpowiedzialnym? Odpowiedź: nijak.
Odpowiedzialność jest przejawem dojrzałości, ale tylko jednym z wielu.
Jeśli ktoś odmawia przejęcia odpowiedzialności, bo wie, że się do tego nie nadaje, to nie można go nazwać odpowiedzialnym. Ktoś taki jest świadomy swoich wad, w pewnym sensie dojrzały, ale nie w pełni. Jeśli ktoś mówi, że jest kłamcą i nie należy mu ufać, to nie należy mu ufać, a nie zastanawiać się, że skoro przyznał się do bycia kłamcą, to znaczy, że jest szczery, więc można mu ufać.
<dygresja> Kiedyś powiedziałam, że często kłamię. Usłyszałam, że to bardzo odważne, że przyznaję się do kłamania. Wcale nie. Odważnie byłoby nie kłamać albo przyznać się do konkretnych kłamstw. Stwierdzenie "jestem kłamcą" jest puste i bez znaczenia. </dygresja>
Do czego dążę: przyznawanie się do swoich wad nie jest oznaką odpowiedzialności ani dojrzałości. Wręcz przeciwnie, jest wybieraniem linii najmniejszego oporu, unikaniem obowiązków i pracy nad sobą. Jeśli ktoś mówi, że jest niedojrzały, to najprawdopodobniej ma rację.
Bycie poważnym i niedopasowanie do rówieśników świadczy o byciu poważnym i niedopasowaniu do rówieśników. I tyle. Dojrzałość nie polega na tym, by zachowywać kamienną twarz i patrzeć z góry na tych, którzy się śmieją.
I na pewno nie jest czymś, o co warto się bić. Myślę, że dojrzałość przychodzi naturalnie, kiedy już się przestaniemy bić. W końcu najtrudniej jest coś znaleźć, kiedy się tego szuka.

1 komentarz:

  1. Ciekawie ujęte i całkiem zwięźle opisane.
    No bo co jest dojrzałego w chęci bycia postrzeganym jako dojrzała osoba?!
    A co do tego paradoksu, dla mnie to ślepa pętla, która zaciska się na szyi weń wchodzącego; taka osoba wyłącznie na pokaz wpasowuje się w potoczny obraz odpowiedzialności, a nie rzeczywiście taką się staje. Wiecej takich wpisów :)

    OdpowiedzUsuń