Marta ugotowała dla mnie zupę i nawet dała przepis, więc niewykluczone, że będę miała co sobie gotować.
Zupa jest czerwona i ostra niczym najgłębszy krąg piekieł, czyli dokładnie taka jak lubię. Nie będę udawać, nie je się jej najłatwiej, chociaż jest pyszna, ale dzisiaj już przyszło mi to lżej niż wczoraj, więc pewnie zdążę się przyzwyczaić, zanim zjem cały garnek.
Z kwestii kulinarnych oprócz tej zupy mam jeszcze jedną informację: pamiętaj, drogi czytelniku. Zawsze, zanim dodasz do mieszanki kolejny składnik, najpierw sprawdź, czy ten składnik wciąż nadaje się do zjedzenia. Może się okazać, że zmarnujesz całą miskę mąki, bo beztrosko dodasz otrębów żytnich i wtedy okaże się, że te otręby dawno przestały być dobre, chociaż termin przydatności do spożycia upłynie dopiero w lipcu.
A poza tym dziwnie mi się ostatnio żyje. Lubię zimę, nawet bardzo. Zima jest ładna i przyjemna i dużo z nią
zabawy. Zimą można nosić ładne rękawiczki. Zimą marzną uszy, nosy i
policzki. Zimą grzeje się łapki kubkiem termicznym i nosi wygodne
swetry.
Mimo wszystko, ostatnio już nie ucieszyłam się, widząc, że pada
śnieg. Pewnie to przez chorobę, której wciąż nie mogę się pozbyć, ale trochę
chciałabym, żeby już nadeszła wiosna. Jakoś podświadomie liczę na to, że
wiosna przyniesie zmianę i będzie to zmiana o tyle wygodna, że
nadejdzie sama i ja nic nie muszę robić, żeby nadeszła. Na moją wiosnę
niech pracuje wszechświat.
Od jakiegoś czasu każdej zimy
nadchodził taki moment, że już tylko czekałam na wiosnę. Czasami, jeśli
zbyt długo jesteśmy skazani na czyjeś towarzystwo, nawet jeśli lubimy tę
osobę, w pewnym momencie mamy jej już dosyć. Ja tak miałam właśnie z
zimą. Kocham ją, ale zawsze męczy mnie jej długie trwanie. Na przełomie
lutego i marca zazwyczaj już tęsknię do wiosny. Jeszcze do tego przełomu
trochę brakuje, ale ja już zaczynam o wiośnie myśleć.
Ale co fajnego jest w wiośnie? Pyłki latają, śnieg się topi i wychodzą spod niego psie kupy, pojawiają się owady i zmienia się rozkład jazdy pociągów.
Ja chyba nie chcę wiosny, tylko tej zmiany. Póki co nie umiem jakoś się zmusić do sensownego działania. Od czasu do czasu pouczę się i zrobię jakieś zadania, ale szybko to porzucam i zajmuję się mało produktywnymi czynnościami. I nic nie daje mi poczucia zmiany, żadna zamiana szczegółów jak przestawienie mebli, pomalowanie włosów czy nowy telefon. Borze zielony, niech już będzie maj i niech już będzie po maturze. Niech nawet te dzieciaki na placu zabaw pod moim oknem wrzeszczą, byle niech zakwitnie lilak i konwalia i niech całe miasto nimi pachnie.
Ale na razie jest zima i tak też jest dobrze. Jeziorka pięknie wygląda - ostatnio, kiedy byłam nad rzeką, zobaczyłam kąpiącą się sójkę na drugim brzegu i aż żałowałam, że nie miałam aparatu. Herbatę najprzyjemniej się pije, gdy jest zimno. Mróz rysuje na szybach w pociągach i autobusach. I można zwinąć się na siedzeniu w Ikarusie, tym ustawionym bokiem. Więc niech będzie zima. A po zimie od razu maj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz