Ponieważ to drugi wpis pod rząd, a wcale nie ostatni, to ograniczę trochę pisanie o niczym.
Powiem tylko tyle, że pobliski supermarket zaskoczył mnie ostatnio dostępnością mleka sojowego, co znacznie ułatwia mi teraz życie. W innym sklepie, do którego poszłam po wodę różaną (której nie mieli), kupiłam to:
Wygląda pięknie i jest piękne. W założeniu było do lemoniady różanej, ale na dwa litry lemoniady poszły tylko dwie łyżeczki i teraz trzeba zrobić coś z resztą - i wcale nie jest mi z tego powodu źle. Ponieważ ostatnio, ze względu na pogodę, jem lody praktycznie codziennie, nie miałam problemu z decyzją, do czego jeszcze tej róży użyć.
Zrobiłam jedno opakowanie (jakieś 250 ml) lodów czekoladowych i jedno - różanych.
Jeśli chodzi o proporcje, to na te 250 ml mleka sojowego użyłam łyżeczki płatków róży i moim zdaniem wyszło bardzo dobrze. Na drugie 250 ml poszła łyżka (niezbyt czubata) kakao i trochę ksylitolu. Najlepiej, żeby nie było za słodko, ale kakao jest na tyle gorzkie, że w tej proporcji można sypnąć jakieś 2 łyżeczki.
Sekret tkwi w mieszaniu. Pomijając to, że trzeba pozostałe składniki rozpuścić w mleku, to jeszcze trzeba mieszać lody w trakcie zamarzania, żeby nie powstała z tego zbita bryła. Myślę, że co pół godziny warto te lody przemieszać, więc trzeba przygotować cały dzień. Chyba, że jest się gotowym na późniejsze skrobanie (i ma się twarde łyżki).
Ja musiałam skrobać tak czy inaczej, ale nie było tak źle. To chyba wina potężnego chłodzenia w mojej zamrażarce.
Trzeba jeść szybko, bo niestety nie trzymają zimna jakoś genialnie. Ale i tak warto! Wegańskie lody dostępne w różnych sklepach kosztują co najmniej 20 zł za 400 ml, więc ciężko byłoby to przebić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz