Wbrew pozorom - żyję.
Jestem daleko, ale cały czas na miejscu.
Internet jest zbędnym luksusem ;)
Poznaję nowych ludzi, ale wciąż tak samo tęsknię za tymi, których nie spotykam codziennie, chociaż chciałabym.
Jem kisiel. A teraz zaopatrzyłam się też w budyń i ciastka.
Nie wychodzę na zewnątrz, z dwoma wyjątkami: dzisiaj i tydzień temu.
Tydzień temu byłam w Poznaniu na Pyrkonie. Można mnie było widzieć, jak chodziłam w pelerynce i bez butów. I z fajeczką, której nie paliłam.
Oto Drużyna Drużyna, ale nie wiemy, kim był Drużyn. Frodo i Gimli nie dotarli.
Mam nadzieję, że nikt mnie nie pobije za wrzucenie tego zdjęcia.
No i wyszłam dzisiaj. Od razu ponownie rozjaśniłam włosy i dążę do bieli. Ale pewnie będę musiała rozjaśnić je jeszcze z dziesięć razy, zanim staną się względnie białe. Chyba że najpierw je zetnę i wtedy ta sama ilość rozjaśniacza będzie bardziej skuteczna.
Mieszkanie pachnie ciastem, święta w końcu. A ja zrobię ciasteczka i może w końcu powstanie z tego fotorelacja i nowa edycja Chaotycznej kuchni Luizy.
Nie wiem, czy mam aparat.
Hmm, ciasteczka.
Dobry pomysł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz