We wrześniu odbyłam podróż do Norwegii, z której przywiozłam między innymi pamięć o mistrzowskich sucharkach. Nauczyłam się też tańczyć Gangnam Style, o czym chyba również wspominałam.
Ponieważ dawno nie marnowałam czasu, przeglądając Internet, weszłam wczoraj na 9gaga. I zobaczyłam to:
Moją uwagę przykuł jedenasty z przerobionych obrazków.
Ten z haką.
Oprócz tańczenia Gangnam Style, nauczyłam się też haki.
Ale o co chodzi i co to jest haka?
Haka to tradycyjny maoryjski taniec połączony z mimiką i okrzykami, głównie wykorzystywany jako "odstraszacz" wojenny. Chodzi o to, żeby pokazać siebie jako istotę straszniejszą niż człowiek i osłabić morale przeciwnika.
Odmianą haki jest poi, dość słynny taniec, zdecydowanie bardziej kobiecy niż wojenna haka, przy którym wykorzystuje się ciężarki, również zwane poi. Częstą odmianą jest ogniowe poi.
Robi wrażenie, jak zresztą haka w ogóle.
Hakę wykorzystują All Blacks, zespół reprezentujący Nową Zelandię w rugby. Zresztą, głównie oni się pokażą, kiedy wyszukamy "haka" na YouTube. Ja jako pierwszą widziałam tę hakę:
Zaczęłam ten wpis przygotowywać wczoraj i właściwie nie miałam do niego żadnej pointy. Miał być po prostu informacyjny. Dzisiaj jednak byłam u rodziny z okazji świąt i tak sobie siedziałam w pobliżu telewizora z włączoną program muzyczny i po raz pierwszy spotkałam się z twórczością Nicki Minaj, o której słyszałam już wcześniej. Kątem oka oglądałam teledysk piosenki i, o zgrozo, zobaczyłam tam hakę.
I doszłam do nieco nacjonalistycznych przemyśleń.
Zawsze jakoś mnie drażniło wykorzystywanie innych kultur. Wkurzali mnie wszyscy "Japończycy", z którymi się spotykałam jeszcze jako miłośniczka anime. Wkurzało mnie zawsze zapatrywanie się na inne kultury i widzenie wszystkiego co najlepsze u innych narodów, ale nic u siebie.
Rozumiem fascynację innymi kulturami, w końcu sama padam nieustannie jej ofiarą. Nie rozumiem jednak tańca irlandzkiego w teledysku Haliny Mlynkovej ani haki u Nicki Minaj.
Z drugiej strony, powalił mnie na kolana występ na tegorocznym Turnieju Bardów, oparty praktycznie wyłącznie na syberyjskiej i mongolskiej muzyce. No to o co mi w końcu chodzi?
Myślę, że po prostu wypadałoby trzymać się ustalonej konwencji. Jeśli ludzie wychodzą w syberyjskich strojach, z syberyjskimi instrumentami i grają syberyjską muzykę, to ciężko mieć z tym problem. Kiedy jednak maorysi tańczą hakę przy popowej (sic!) piosence pod tytułem "Starships" (sic!) amerykańskiej (sic!) piosenkarki pochodzącej z Trynidadu i Tobago (sic!), to jednak coś zgrzyta. A może tylko ja tak mam?
Mogłabym napisać coś mądrzejszego na ten temat, ale początkowo nie miałam zamiaru, więc teraz też mi nie wyjdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz