Chciałabym, żeby ludzie zawsze rozumieli. Chciałabym, żeby byli w stanie dotrzeć do podstaw problemów, żeby chcieli mówić i słuchać, żeby można było tak dosłownie współczuć.
Chciałabym, żeby ludzie umieli się nawzajem wspierać. Żeby sukces oznaczał możliwość pomocy innym, a nie zmiażdżenia ich. Żeby ci, którzy mają prowadzić innych, rzeczywiście im służyli, a nie wysługiwali się nimi i na nich żerowali.
Chciałabym, żeby ludzie chętnie się dzielili. Żeby umieli dostrzec, że nie wszystko, co mają, jest im potrzebne. Żeby nie byli zbyt przywiązani do tego, co posiadają.
Chciałabym, żeby ludzie zrozumieli, że bycie człowiekiem to nic niezwykłego. Że nie jesteśmy lepsi ani gorsi od innych zwierząt. Żeby pamiętali, że dzielimy planetę z miliardami innych istnień.
Chciałabym, żeby ludzie nie dzielili siebie nawzajem na lepszych i gorszych. Żeby rozumieli i akceptowali swoje odmienności. Żeby brzydkie słowo "tolerancja" nie było potrzebne.
...a w śmierci będziemy ludźmi tak samo.
A przede wszystkim chciałabym sama rozumieć, wspierać, nie dzielić, ale dzielić się. To tyle przemyśleń porannych.
Lira leży i czeka, i woła mnie coraz głośniej. Czas złapać byka za rogi, czy Instrument za korbę i do dzieła.
(tylko najpierw posprzątam...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz